Aleksandra Perycz-Szczepańska: Atelier Oniryczki (3) Keja
2024-01-16„Artyści w pewnym sensie są bezbronni” – z Joanną Mankiewicz rozmawia Marta Moldovan-Cywińska
2024-01-18Bohater i meteoryt
Seriale animowane dla najmłodszych to fascynujący temat. Można bowiem na nie patrzeć zarówno oczami dziecka jak i dorosłego. W tym tekście chciałbym opowiedzieć Państwu o produkcji zapomnianej acz niezwykle interesującej, którą odkryłem jako dorosły, choć widzę w niej potencjał na klasyk dzieciństwa dla młodszych pokoleń – choć z kilkoma „ale”. Oto „Chris Colorado”.
Ten francuski serial animowany opowiada historię tytułowego Chrisa Colorado – młodego mężczyzny, który żyje na Ziemi innej od tej, którą znamy obecnie. Kilkadziesiąt lat wcześniej uderzył w nią meteoryt, co doprowadziło do straszliwych zniszczeń i upadku wielu znanych nam państw. Z chaosu wyłoniła się Federacja Światowa zrzeszająca państwa i narody, mająca na celu stworzenie pokojowego społeczeństwa w odradzającym się świecie. Z czasem jednak na politycznej mapie świata pojawia się kolejny ważny gracz – Tanatos. Tajemniczy dyktator, przywódca armii/kultu Tanorów wszczyna wojnę. Chris Colorado zostaje agentem przywódcy Federacji, Richarda Juliana, wkrótce jednak okazuje się, że macki Tanatosa sięgają dalej, niż można by się spodziewać.
Któryś z wysoko postawionych członków Federacji jest szpiegiem, a Chris musi dotrzeć do prawdy. Już sam początek fabuły przykuwa uwagę. Serial dla dzieci w klimatach postapokaliptycznych z dość silnie zarysowanym wątkiem politycznym nie jest czymś, co widuje się codziennie. A dalej jest już tylko lepiej.
Kolejne odcinki bowiem przynoszą szereg zwrotów akcji i to tych najlepszych – takich, które nadają nowego kontekstu poprzednim wydarzeniom oraz działaniom bohaterów i sprawiają, że zupełnie inaczej będziemy oglądać tę produkcję następnym razem.Produkcja jest, jak na serial dla dzieci, zaskakująco poważna, choć moim zdaniem wynika to ze specyfiki francuskiej animacji, która pozwala sobie na więcej niż animacje ze Stanów Zjednoczonych – tak przynajmniej było na przełomie wieków. Humor jest bardzo subtelny i stosowany w niewielkich dawkach, opiera się nie na „głupkowatości”, slapsticku czy nawiązaniach popkulturowych, ale na cechach osobowości postaci – prym wiedzie tu niejaki doktor Storm.
Powaga serialu nie przejawia się jedynie w mało eksponowanym humorze. Również poruszane tematy wymagają od młodego odbiorcy namysłu i objaśnień ze strony rodzica – w serialu pojawiają się takie wątki jak kult jednostki, patologie demokracji, uzależnienie, hodowanie ludzi czy konflikty rodzinne. Czarne charaktery nie są nieudacznikami, których zamiary udaremniane są w jednym odcinku – są zaskakująco bezwzględne, kompetentne i skuteczne; mimo kilku przydatnych gadżetów i wrodzonego sprytu, Chris nie ma łatwo.
Dobra opowieść to nie tylko ciekawa fabuła, ale też intrygujący bohaterowie. Tytułowa postać budzi sympatię i aż chce się jej kibicować, natomiast najciekawsze w niej jest to, jak konfrontuje się z kolejnymi odkryciami dotyczącymi swojej przeszłości. Colorado nie jest bohaterem szczególnie złożonym charakterologicznie, złożone są natomiast jego losy i to one najbardziej go kształtują.
Inne postacie również przykuwają uwagę, ponownie jednak najciekawsze są zależności między nimi. Wraz z postępem fabuły i kolejnymi zwrotami akcji między postaciami – zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi – tworzy się sieć powiązań i relacji. Bohaterowie wiele zyskują też na otaczających ich tajemnicach. Kim jest towarzysząca Tanatosowi kobieta? Kto jest zdrajcą? Co stało się z rodziną Chrisa? Kto kryje się za metalowym hełmem Tanatosa?
Mówiąc o „Chrisie Colorado” zbrodnią byłoby nie wspomnieć o ścieżce dźwiękowej. Jest podniosła, iście filmowa – w końcu nagrywała ją Orkiestra Symfoniczna w Budapeszcie. Utworów jest stosunkowo niewiele, jednak zachwycają swoim rozmachem.
Na początku wspomniałem o kilku „ale” dotyczących potencjalnego statusu serialu jako klasyka z dzieciństwa. Po pierwsze: jego dość ciężki jak na produkcję dla dzieci klimat połączony z trudnymi tematami w nim poruszanymi wymagają objaśnień rodzica. Serial nie epatuje brutalnością czy okrucieństwem, wymaga jednak pewnej wiedzy o świecie i analizy. Drugim problemem jest brak polskiej wersji językowej. „Chris Colorado” emitowany był w Polsce z polskim dubbingiem, ten jednak na dobrą sprawę można uznać za zaginiony: serial nie został wydany na VHS ani na DVD, również w Internecie nie można doszukać się polskiej wersji. Cóż, może kiedyś taki stan rzeczy ulegnie zmianie.
„Chris Colorado” ma w sobie elementy z „Gwiezdnych wojen”, filmów katastroficznych, dreszczowców szpiegowskich i sagi rodzinnej. Nie jest jednak odgrzewanym kotletem, a zapomnianą perełką francuskiej animacji. Szkoda tylko, że skończyło się na jednej serii, choć twórcy ewidentnie planowali więcej odcinków. Szczęście w nieszczęściu, animacja nie urywa się w najciekawszym momencie, a raczej kończąc pewne wątki i otwierając kilka nowych.
Wątpię, by po tylu latach ktoś chciał kontynuować przygody Chrisa Colorado. Nie jest to silnie rozpoznawana marka i nie sądzę, by był na nią popyt. Wielka szkoda, bo ta historia ma potencjał.
Stefan Dziekoński
Fot. Pixabay