Natomiast będąc w towarzystwie osób, które doskonale znamy i świetnie się z nimi bawimy, będziemy z całych sił dążyć do tego, aby przebywać z tymi ludźmi jak najczęściej i jak najdłużej. Dzieje się tak przez emocje, które sprawiają, że zaczynamy czuć, kochać, płakać, złościć się, zawierać przyjaźnie, zrywać znajomości etc. To dzięki nim dążymy do celu, lub uciekamy przed niebezpieczeństwem.
Aczkolwiek, nawet jako dorośli, nie radzimy sobie z panowaniem i okazywaniem emocji i uczyć. Nie pomaga również fakt, iż w ciągu naszego życia staramy się nabierać zdolności pozwalających na rozróżnienie całej palety emocjonalnych zachowań. Staramy się je nazywać „po imieniu” oraz wyrażać w odpowiedni sposób, tak aby móc żyć i funkcjonować w społeczeństwie. Pocieszeniem jest to, że w tej jakże trudnej nauce towarzyszą nam rodzice, nauczyciele, rówieśnicy, jak i inni ludzie, których spotykamy wciągu całego naszego życia. Nie jesteśmy w tym sami – jest nas miliony. Mówiąc o emocjach i uczuciach należy również podkreślić, że wpływają na ich okazywanie nasze wrodzone cechy charakteru. Albowiem wespół podlegamy przeróżnym doświadczeniom życiowym.
To z kolei sprawia, że tak naprawdę bardzo się od siebie różnimy, zarówno pod względem odczuwania, jak i wyrażania emocji. I w związku z tym w różny sposób sobie z tym radzimy. Dlatego zachęcam wszystkich do podjęcia nauki na „uniwersytecie emocji i uczuć”. Jednakże zanim dane nam będzie „zapisać” się na uniwerek uczuć, jeszcze jako dzieci wyrażamy swoje emocje w zupełnie inny sposób niż dorośli. Dzieje się tak dlatego, że jeszcze mało dojrzały układ nerwowy dziecka sprawia, ze jego reakcje są częstokroć nieprzemyślane, gwałtowne, ale za to krótkotrwałe. Dziecko jest tak „zaprogramowane”, że mocno reaguje zarówno na bodźce pozytywne, jak i negatywne – balansuje pomiędzy skrajnymi zachowaniami. A wyraża się to np. poprze z niemalże równoczesny płacze i śmiech.
Dzieci dość impulsywnie reagują, można rzec nawet, że niewspółmiernie do wywołujących emocje bodźców. Dzieci są tak spontaniczne, iż ukazują emocje ciałem, głosem, mimiką, słowami. Dziecko stopniowo uczy się samokontroli. Niemniej jest to naprawdę trudna szkoła życia. Dlatego bądźmy wyrozumiali dla niego, bowiem rozwój emocjonalny dziecka przebiega etapami, w których dziecko w jednym okresie nabywa nowych umiejętności i jest opanowane, a w drugim jest niestabilne emocjonalnie, przez co bardzo łatwo ulega skrajnym nastrojom.
Dlatego dorośli powinni być wyrozumiali, bowiem mały Jaś, kiedyś stanie się dużym Janem. Należy przy tym jeszcze jeden fakt podkreślić, mianowicie sposobów, w jakie dziecko pokazuje swoje emocje, uczy się naśladując dorosłych, poprzez obserwację rodziców, starsze rodzeństwa, dziadków, i wszystkich „dużych” ludzi, którzy go otaczają. Albowiem dziecko, które cały czas się uczy, ma zazwyczaj skłonność do reagowania w taki sposób, jaki zaobserwowało u swoich najbliższych. Nie ulega także wątpliwości, że każda rodzina ma pewne wzorce emocjonalne, które uzewnętrzniają się m.in. wizualnie, poprzez intensywności reakcji, w preferowaniu pewnych emocji bądź niechęci do ich okazywania. Niemniej jednak należy pamiętać, iż niechęć do okazywania emocji jest nośnikiem tzw. uogólniania, które z czasem może doprowadzić do trudności z jej rozpoznawaniem i wyrażaniem.
Na przykład, jeśli zabronimy dziecku okazywania złości lub radości, może mieć spore trudność z rozpoznawaniem, że jest złe albo, że jest radosne. Takie postępowanie zaburza mechanizm dziecka i zubaża je emocjonalnie. W konsekwencji może to spowodować poważne zaburzenia nerwicowe. A tego przecież nie chcemy. W konsekwencji powyższych rozważań pojawia się jeszcze jedno pytanie. Mianowicie, co tak naprawdę sprzyja procesowi, podczas którego mała istota wyrasta na osobę otwartą, pogodną i dającą sobie rady z własnymi emocjami? Jedynym sprawdzonym sposobem, jak na razie, jest akceptacja dziecka, takim jakie jest oraz reagowanie na jego potrzeby emocjonalne. Małe dziecka dorastając w atmosferze kochającej rodziny, która akceptuje go bez względu na wszystko, bez obaw wyraża swoje emocje i uczucia. Albowiem wie, że jego bliscy pomogą mu w ich nazwaniu i odpowiednim okazywaniu. Ponadto pokarzą mu różne sposoby ich wyrażania. Wówczas taka mała istota wyrasta na radosnego, szczęśliwego, kochającego oraz szanującego siebie i innych człowieka.
W takich warunkach i pośród kochającej rodziny bardzo szybko nauczy się już nie tylko, jak poradzić sobie z własnymi emocjami, ale również jak odczytywać i rozumieć uczucia innych ludzi. W taki sposób rodzą się uczucia wyższe takie jak miłość, empatia, poczucie odpowiedzialności, radość, współczucie czy też myślenie logiczne w kategoriach moralnych. Niemniej akceptacja emocjonalna nie oznacza całkowitego ignorowania negatywnych zachowań. Przeciwnie. W relacjach, jakie zachodzą pomiędzy rodzicami a ich pociechami, w naturalny sposób dają znać o sobie negatywne emocje. Aczkolwiek, dziecko wychowywane bezstresowo, po kloszem, któremu rodzice nie stawiają żadnych wymagań, nie może się w pełni, „zdrowo” rozwijać. Dlaczego? Ponieważ gdy zetknie się z sytuacją trudną, z którą nie będzie sobie umiało poradzić, dozna frustracji, do których nie będzie emocjonalnie nieprzygotowane. A jego mózg nie będzie w stanie rozróżnić rozsądku od sfery uczuciowej. Jednak, bywa i tak, że pomimo „zdrowego fizycznego” rozwoju dziecka, rozwój emocjonalny jest zachwiany. Dzieje się tak na skutek różnych anomalii, jakie zachodzą na łonie rodziny, w której dziecko dorasta. Albowiem w otoczeniu, w którym mały „człowiek” spotyka się z brakiem akceptacji, a wśród członków jego rodziny panuje negatywna atmosfera, gdzie panują surowe zasady bądź nieprawidłowe wzorce zachowań, dziecko tak naprawdę zamiast przyswajać sobie umiejętności związane z emocjami, zacznie zmagać się z problemami psychosomatycznymi, zwanymi potocznie zaburzeniami nerwicowymi. Zacznie w końcu przejawiać reakcje destrukcyjne. A to jest już poważny problem, zarówno dla dziecka jak i jego opiekunów, gdyż negatywne, czasami wręcz agresywne emocje, jakich dziecko doznaje w domu, powodują, że postrzegany świat przez małą istotę staje się dla niego wrogi i zagraża jego poczuciu bezpieczeństwa. Jest to najkrótsza droga do tego, aby dziecko stało się lękliwe, zamknięte w sobie, wycofane lub nadmiernie agresywne.
Dlatego też, jeśli środowisko najbliższe dziecka, czyli „łono rodzinne” nie będzie szukało metod na poprawę sytuacji, może doprowadzić do „skrzywienia” psychiki swoich pociech. Lekarstwem na tą przypadłość XXI w. jest ciągłe szukanie alternatywnych form pomocy bądź to dla samego dziecka, bądź też dla całej rodziny. I nie należy cię tego wstydzić – jesteśmy ludźmi i mamy prawo do popełniania błędów. Tylko, czy umiemy się na nich uczyć i wyciągać odpowiednie wnioski? Ale na to pytanie każdy z nas musi odpowiedzieć sobie indywidualnie, pomimo faktu, że wszyscy jesteśmy jedna rodziną, to i tak różnimy się poglądami. A te każdy ma inne. Niemniej jedno niech nas połączy – dobro naszych dzieci i większa odwaga w okazywaniu uczuć, zwłaszcza tych pozytywnych jak miłość, przyjaźń i kochanie …
Kasia Dominik
Fot. Pixabay