40 i 4, czyli wódz w etherowej koronie
2025-01-16Katarzyna Anna Koziorowska: Warstwy
2025-01-23Dziewczyna z igłą, reż. Magnus von Horn, 2024 (polska premiera 2025)
To spotkanie finezji i okrucieństwa, czyli dwóch całkowicie odrębnych światów, które w filmie przenikają się jednak wzajemnie, jakby nie widząc w tym nic złego, że ich związek nie powinien istnieć.
Wydawało by się, że obraz bazujący na skrzyżowaniu zdumienia i wstrętu, precyzji i brutalności, epatującym na każdym kroku cierpieniu – nie ma racji bytu. Lecz… nic bardziej mylnego.
Rażąca wręcz w oczy dwoistość, pewna antyteza powinna skazywać produkcję na porażkę. Jednak swoista dysproporcja – niesamowicie zestetyzowany sposób obrazowania świata a okrucieństwo bijące niemal w każdym momencie – powoduje rozdźwięk, sprawiający, że przez ten film nie da się przejść obojętnie.
Nie jest to sielankowa produkcja o nadziei i pięknie życia. Nie jest to film, który poleciłabym osobom chcącym odetchnąć od przyziemnych trosk. Jest to kino prowokujące, ale przede wszystkim wzbudzające skrajnie silne emocje. Cała gama emocji zamkniętych w prawie dwugodzinnym filmie, nie pozwalająca ochłonąć ani na chwilę, zapewnia widzowi niesamowicie intensywną lawinę emocji.
Niczym splecione nici w barokowym arrasie, piękno łączy się ze wstrętem – harmonijnie, a jednocześnie z nutą zdumienia.
Jako widzowie jesteśmy początkowo wrzuceni w samo apogeum I wojny światowej. Poznając sytuację głównej bohaterki, Karoliny (Vic Carmen Sonne), szwaczki szyjącej mundury, znajdującej się na skraju nędzy – możemy poznać – z perspektywy cywila; kobiety – nędzny obraz całej Kopenhagi w kryzysie w czasie konfliktu zbrojnego.
Film w rzeczywistości nie skupia się tylko na jednej problematyce. Porusza bardzo wiele istotnych wątków; nie tylko traktuje o okrucieństwie wojny (a co za tym idzie cierpieniu kobiet walczących o przetrwanie i mężczyzn walczących na froncie). W rzeczywistości realia historyczne są tylko tłem do opowieści o nieprzemyślanych i niezbyt trafnych decyzjach, serii błędów, które – niczym efekt kuli śnieżnej – pociągają za sobą kolejne, coraz to bardziej destrukcyjne działania i decyzje.
Stany psychodeliczne, sceny wywołujące ciarki na skórze, dojmujący ból występujący nie tylko w kadrze, lecz rozprzestrzeniający się wręcz na całą salę kinową, przy jednoczesnym uniesieniu artystycznym, jaki daje nam niemal każda scena filmu, wywoływać może niemały szok umysłowo-percepcyjny. Trudno jest mi wręcz nazwać ten stan dwoistości przeżywanych emocji podczas tego seansu.
Młoda pogubiona kobieta, zachodząca w niechcianą ciążę, chcąca zabić swe dziecko w publicznej łaźni, zostaje uratowana przez Dagmar (Trine Dyrholm). Przypadkowo spotkana osoba staje się nie tylko jej bohaterką ratującą ją przed okaleczeniem, gwarantowanymi komplikacjami zdrowotnymi po prymitywnej próbie dokonania aborcji, ale także powierniczką jej największego sekretu, jakim jest oddanie dziecka.
Dagmar pomaga kobietom ciężarnym, będącym w trudnych sytuacjach życiowych, proponując im pośrednictwo w adopcji. Karoline, nie wiedząca co ze sobą począć, zostaje zmanipulowana słowami swojej towarzyszki i oddaje jej swoją córkę. Wmawia głównej bohaterce (oraz innym zagubionym dziewczynom), iż postępuje słusznie – bo przecież nie mając środków do życia, zrobi dziecku przysługę, gdyż trafi do dobrego, dystyngowanego domu pełnego kochających ludzi. Omamiona taką wizją Karoline zasila szeregi nielegalnej działalności Dagmar, myśląc, iż postępuje należycie i spłaci w ten sposób dług wobec swojej córki, za którą zaczyna tęsknić.
Jesteśmy świadkami postępującej degeneracji głównej bohaterki spadającej coraz głębiej w mroczny dół, który kopie sobie skrupulatnie i doszczętnie przez całą fabułę. Zdrada, próba zabicia dziecka, a później oddanie go do demoralizującej ją przyjaciółki rodzą w niej ogromne wyrzuty sumienia, które stanowią jej drogę do upadku.
Punktem kulminacyjnym jest rozwiązanie zagadki gdzie trafiają dzieci oddane pod czasową opiekę Dagmar. Warto tutaj zaznaczyć, iż postać Dagmar Overbye jest inspirowana prawdziwą historią, która odbiła się gigantycznym echem w Danii.
Chociaż początkowo szwedzko-polski reżyser zamierzał nakręcić horror, ostatecznie większy nacisk położono na postacie i ich przejmujące historie, co zaowocowało filmem ukazującym głęboko ludzkie doświadczenia.
Film zachowany w monochromatycznej tonacji nie przeszkadza w jego odbiorze, wręcz przeciwnie – według mnie – pozwala nam się skupić na przedstawionej historii oraz doznaniach estetycznych, które tym bardziej były trudniejsze do zrealizowania.