Les élèves de Chopin
2022-12-04Portret Damy. Alicja Patey-Grabowska
2022-12-09Jacek Schmidt
Marta Cywińska: Jesteś góralem z Podhala, ale mieszkasz i pracujesz na warszawskiej Pradze, która znajduje odzwierciedlenie w Twojej twórczości. W jaki sposób udaje Ci się pogodzić tak odległe światy?
Jacek Schmidt: Podhale to miejsce mojego pochodzenia, ojciec był rzemieślnikiem z Nowego Targu, a mama pochodziła z góralskiej rodziny z okolic Gubałówki (wieś Ząb), przy czym jeden dziadek był kowalem, a drugi bacą. Jednak trudno powiedzieć, aby to był „mój świat”, gdyż moją tożsamością jest... Muszę się zastanowić – myślę, że konserwatyzm – zarówno w sztuce, jak i w życiu. Na Podhale jeżdżę coraz rzadziej i nie mam tzw. „tęsknoty za górami”, chociaż ostatnio miałem w listopadzie br. wernisaż wystawy malarstwa w Nowym Targu, rodzinnym mieście. Spotkało mnie zaskakująco miłe przyjęcie, ale mam raczej trudne wspomnienia z przeszłości. Opuściłem Podhale w 2003 r. w zasadzie z powodów osobistych i była to dobra decyzja, choć naznaczona wieloma trudnościami związanymi z kilkukrotnymi przeprowadzkami (Toruń, Białystok, Legionowo i wreszcie warszawska Praga).
We wszystkich tych miejscach, szukając swojej przestrzeni, budowałem pracownię, która jest moim światem z książkami i herbatą, sztalugami i bagażem prac. Na Pradze osiadłem w 2007 roku i choć jest to trudne miejsce do życia i tworzenia, to dobrze się tu czuję. Chociaż... nie lubię Warszawy z jej blichtrem i pośpiechem, także agresją zbyt często widoczną w przestrzeni publicznej. Moim azylem jest po prostu pracownia połączona z galerią autorską, także miejsce spotkań dyskusyjnych, salonów literackich i kameralnych koncertów.
MC: Jak Schmidt - autor przepięknych akwareli jest też pedagogiem sztuki...
JS: Tutaj są dwie kwestie wymagające wyjaśnienia. Najpierw o akwareli – to chyba najtrudniejsza technika klasycznego malarstwa, gdyż na pierwszy rzut oka daje łatwość swobodnego malowania na zasadzie „mokre w mokrym”. Jest to jednak mało rozwijające – tak naprawdę akwarela daje cały szereg możliwości, od drobiazgowego hiperrealizmu poprzez zróżnicowane sposoby nakładania farby (lawowanie, łączenie z gwaszem, malowanie impresjonistyczne) aż do uzyskiwania niezwykłych efektów za pomocą rozwadniania pigmentu. Mistrzowie tej techniki (a nie uważam się za takowego) dochodzą w swoich dziełach do niezwykłych efektów zachwycających różnorodnymi sposobami uchwycenia natury, czy portretów.
Jak w każdej dziedzinie sztuki, ćwiczenie czyni mistrza. Nie jest to podstawowa moja technika, raczej używam jej przy opracowywaniu serii tematycznych... Tak powstały trzy serie akwarel praskich (2010-2015), seria akwarel z Powstania Warszawskiego (2019) oraz seria dotycząca Bitwy Warszawskiej na jej 100-lecie (2020). Każda z nich liczyła około 30 prac. Pojedyncze akwarele maluję od czasu do czasu. Druga sprawa dotyczy bycia pedagogiem sztuki... Tu także trzeba wyjaśnić, że właściwie nie udzielam lekcji rysunku, czy malarstwa –chyba głównie dlatego, że jestem zbyt surowy w ocenianiu. Czasem prowadzę warsztaty plastyczne – ostatnio dla grupy dzieci 10-13 letnich i to są ciekawe zajęcia, odbywają się wraz z ich rodzicami. Niewątpliwie mam w sobie trochę niespełnione powołanie pedagogiczne, Jeszcze w XX wieku uczyłem w sumie przez 6 lat w dwóch szkołach podstawowych na Podhalu. Nie nadaję się jednak do systemu szkolnego. Był czas do niedawna, że prowadziłem warsztaty dla młodych ludzi z Pragi, jednak ostatnie 3-4 lata to koncentracja na malowaniu.. i na pisaniu.
MC: W Twojej twórczości szczególne miejsce zajmuje malarstwo religijne...
JS: Tak, z tym że zająłem się tą tematyką w czasie tzw. pandemii, czyli od początku 2020 r. Wcześniej takie prace zdarzały się, ale niezbyt często. Malarstwo religijne ma dla mnie dwa wymiary: przede wszystkim są to obrazy o tematyce ważnej dla wiernych katolickiej Tradycji – czyli wizerunku Jezusa Chrystusa, Matki Bożej i świętych, często będących kopiami mistrzów baroku, itp. Służą one dla celów kultu religijnego (np. powstały trzy wizerunki dla ołtarzy w
kościołach, św. Piusa V w Zgierzu, Św. Michała Archanioła w Ostrołęce i Najśw. Maryi Panny Królowej Polski w Suwałkach). Drugi rodzaj tego malarstwa wynika z mej osobistej potrzeby duchowej, jest bardziej autorskim sposobem malowania, choć także szanuje coś, co można określić mianem katolickiego „sensus fidei” (zmysłu wiary).
MC: Jesteś też artystą - fotografikiem. Czy Twoje fotografie są "konkurencją" dla Twoich obrazów czy ich dopełnieniem?
JS: Raczej już nie jestem artystą w dziedzinie fotografii, dawniej próbowałem eksperymentów w zakresie neo-fotografii przez używanie zakrzywionych luster i alternatywnych świateł. Jednak nigdy nie miałem wystawy tych prac, chociaż codziennie używam aparatu – głównie w celach reporterskich dokumentacyjnych. Potem w zasadzie zamieszczam je w mediach społecznościowych i tyle.
MC: Jesteś zdecydowanym przeciwnikiem twórczości wpisującej się w awangardy europejskie? Skąd wynika Twoja niechęć?
JS: No cóż, Marto, to temat na poważne opracowanie i wiele rozmów... Przede wszystkim moja relacja do tzw. „awangardy europejskiej” to nie jest niechęć (jakkolwiek rozumiana), tylko głęboki, fundamentalny sprzeciw. Ideowa i filozoficzna niezgoda na podstawowe założenia awangardowe, bez względu na rodzaj używanego -izmu towarzyszy mi od czterdziestu lat, kiedy to powstawały zręby pracy (nieopublikowanej) „Apokalipsa sztuki wizualnej XX wieku”.
Dotyczy ona analizy formy dzieła plastycznego, która od ponad stu lat sieje destrukcję, dysharmonię i rozkład wszelkich wartości uznawanych w zachodniej cywilizacji łacińskiej (postrzeganej według myśli F. Konecznego). A więc sprawa jest poważna w kategoriach życia (rozwoju sztuki) lub śmierci (rozpadu).
MC: Czy masz swoją prywatną definicję "kultury wysokiej" i jaką rolę przypisujesz jej w trzeciej dekadzie XXI wieku?
JS: Właściwie nie mam takiej autorskiej definicji, poza chyba popularnym rozróżnieniem: kultura wysoka dotyczy poważnych zagadnień filozoficznych, wysokiego poziomu artyzmu, szacunku dla estetyzmu wyrafinowanego, itd.; a kultura niska zaspokaja potrzeby emocjonalne na poziomie uczuciowym, sprzyja gustom pospolitym określanym mianem pop-kultury, itp.
Powyższe rozróżnienie jest jednak dla mnie mało istotne, gdyż naprawdę ważny jest narastający podział na kulturę i anty-kulturę, przy czym ta ostatnia zdaje się dominować współczesny świat w każdej dziedzinie sztuki (także tej uznawanej przez autorytety i elity za istotną i wysoką). W największym skrócie: każde dzieło sztuki (wytwór kultury) posiada trzy wymiary materialne (widoczne naszym zmysłom, dostępne poznaniu intelektualnemu, ocenom estetycznym).
Jednocześnie obok tych wymiarów kultury każdy jej przejaw zawiera przekaz duchowy, wymiar niewidoczny dla zmysłów, ale możliwy do rozróżnienia duchowego. Cywilizacja łacińska posiada duchowy fundament oparty na Bożej obecności, z czego wynika cały szereg konsekwencji, przede wszystkim w tworzeniu kultury duchowej opartej o harmonię, piękno, dobro... Anty-kultura (często określana mianem awangardy, alternatywy, itd.) wyrasta z postawy buntu wobec Boga chrześcijańskiego. Konsekwencje widać wszędzie naokoło... Okultyzm, gloryfikacja osobowego zła, paranoiczne formy sztuki, akty obrazoburcze, ludzkie cierpienie, kulty śmierci i destrukcji – w filmie, teatrze, literaturze i poezji, sztukach wizualnych są coraz bardziej wszechogarniające.
MC: Dziękuję za rozmowę.