Stefan Dziekoński: W stronę Imaginarium. Gildia wynalazców
2023-07-11Milan Kundera (1929-2023)
2023-07-12Piotr Chmielowski: Słowacki oraz miłość
Dnia 21 lutego 1832 r., Juliusz odebrawszy od matki 3000 franków, postanowił wydać pierwsze tomy poezyj swoich; udał się więc do drukarni Pinard‘ów, która już poprzednio drukowała pisma Mickiewicza i innych Polaków. „Zastałem tam — pisze do matki — bardzo ładną pannę Pinard, któréj narzeczony zawiaduje drukarnią; ten narzeczony był bardzo grzecznym dla mnie. Ułożyłem się o druk: dwa tomy będą kosztować nie tak wiele, jak-em się spodziewał; potém zostałem z panną Pinard i z tą długo gadaliśmy; biedny narzeczony musi panienki słuchać, musiał ze łzami w oczach na obiad mię zaprosić; pewny jestem, iż mnie na niczém nie oszukają. Chodźko (Leonard) mówił mi, iż ode mnie o trzecią część biorą taniéj niż brali za dzieła Mickiewicza. Widzicie, że dobrze się poznawać z panienkami, dobrze się zostać przy kominku i o czém inném niż o interesach pogadać“.
Oprócz téj narzeczonéj były jeszcze dwie siostry, które w marcu zaprosiły Juliusza na obiad. „Zastałem tam Chodźkę; średnia z panien nazywa się Kora, śliczna, zupełnie taka jak sobie wystawiamy Korę, heroinę Mohikanów. Dziewczynka młoda, ma lat 15 i coś hiszpańskiego w twarzy. Ale ja nieszczęśliwy więcéj daleko podobałem się pannie Pinard najstarszéj, która coś na sawantkę zakrawa, a ponieważ mam dobre uszy, podsłuchałem jéj rozmowę z Chodźką; mówiła mu, że mnie znajduje bardzo do rzeczy i z dowcipem, a on jéj na to odpowiedział: mais, les Polonais ne sont pas bĕtes. Zaśmiałem się skrycie z jego odpowiedzi... Po obiedzie zostałem sam z pannami i panna Kora śpiewała mi śliczne romanse. Siedząc tak przy kominku, słuchając muzyki, przypominały mi się ciche domowe wieczory w Wilnie. Nazajutrz posłałem Korze kilka ładnych romansów, które na teatrze słyszałem. Po obiedzie a raczéj po wieczorze u panien, poszedłem na wieczór do księżnéj Czartoryskiéj. Jaki kontrast! Tak mi było nudno! Nie dziw; nie było tu czarnych, wymownych ocząt panny Kory, tylko królewska niemal powaga“.
W kwietniu wybuchła w Paryżu cholera. W zakładzie panien Pinard umarł chłopak drukarski; a kiedy ten nieszczęśliwy konał, kiedy nikt nie ośmielił się dotknąć chorego, Kora sama otworzyła mu usta i dawała lekarstwo. „Gdym się o tém dowiedział — pisze Słowacki — chciałem gwałtownie w obecności wszystkich chwycić ją i pocałować; szczęściem, że rozwaga przyszła mi w porę“.
Od téj chwili jest prawie codziennym gościem u panien Pinard i bardzo często o nich w listach wspomina. Chociaż druk poezyj już się skończył, bywać nie przestał, zaczął owszem uczyć Korę po polsku: „Dziwne prawdziwie moje lekcye — pisze do matki. — Starsza siostra bardzo z tego kontenta; przypominam sobie, że raz, kiedy jéj mówiłem, jak miłość chłopców ukształca, odpowiedziała mi, że i panny bardzo się kształcą; chce więc zapewne, aby się panna Kora uformowała; bardzo dobrze, zdaje mi się jednak, że na zły wpadła sposób. Panna Kora płakała cały ranek, nim ja przyszedłem; dziwna dziewczyna, mówiłem wam, że Hiszpanki ma krój“.
W maju czy w czerwcu nastąpiła pewnego rodzaju katastrofa, o któréj tak opowiada Słowacki: „Gniewasz się na mnie, kochano mamo, że nic o pannie Korze nie piszę; milczenie moje nie dowodzi, abym się szczerze zakochał; ale wszystko, jak było, wiernie opiszę, choć może śmiesznym się wam wydam. Przez grzeczność kiedyś powiedziałem pannie Korze, że ją kocham: ona mi się także przyznała, że mnie kocha, a wtedy zapytałem ją, co zrobi, jak ją kochać przestanę; odpowiedziała mi, że się otruje albo się utopi, a z téj odpowiedzi widać, że się urodziła na brzegach Hiszpanii. Od tego czasu postanowiłem dowieść jéj, że się nie zabije, ani nie utopi, chociaż ją kochać przestanę; więc zacząłem kaprysić, przyprowadzałem ją do gniewu, dawałem uczuć, że jeszcze dziecko. Nie wiem z jakiéj przyczyny, ale wpadła w gorączkę, w gorączce miała delirium, a z tego siostry musiały się tajemnicy jéj serca dowiedzieć. Widząc, że nadto zły byłem w mojém postępowaniu, postanowiłem, żeby mnie zapomniała; powiedziałem jéj to i przez miesiąc nie poszedłem do nich“.
Zerwany stosunek zawiązał się nanowo w lipcu. Słowacki spotkał Korę wraz z siostrami w ogrodzie tuileryjskim; ukłonił się i chciał przejść, ale zamężna już siostra pani Barateau posłała kuzyna, by go sprowadził. Wrócił więc i rozmawiał z wesołą twarzą przez godzinę. „Panna Kora czerwieniła się i bladła; potém damy powstały; musiałem pani Barateau ofiarować rękę i odprowadzić do domu. Przechodząc przez most Królewski, Kora, która szła naprzód, zatrzymała się i zapytała siostry, z którego to mostu la duchesse de Guiche rzuciła się w Sekwanę? Uczułem, że to zapomnienie było delikatném przypomnieniém mojéj niestałości, i uśmiechnąłem się, kiedy pani Barateau, która znała kiedyś duchesse de Guiche, zaczęła długo na zapytanie Kory odpowiadać. Od tego czasu widziałem je znów kilka razy w ogrodzie; siadam czasem przy nich na kwadrans“.
Ostatnie dni lipca obfitowały w wyraźne dowody poufałego między obojgiem stosunku. 20 lipca zapisuje poeta w „Pamiętniku“ swoim: „Wracam z wieczoru muzykalnego od panien Pinard; bardzo mnie tam dobrze wszyscy uważają; widziałem, że będące tam panienki patrzały na mnie z ciekawością tak, jakby już im kto o mnie uprzednio gadał. Najwięcéj rozmawiałem z Korą; siedzieliśmy przez największą część wieczoru trochę opodal od koła, bliżéj fortepianu. W ciągu jednéj aryi obróciła się do mnie i powiedziała: Przyjdź we czwartek. — Dlaczego we czwartek? zapytałem ciekawie... Zarumieniła się i potém dodała: będę samą... Nelly jedzie na lekcyą śpiewania.. a potém zapytała: czy przyjdziesz? Tak mnie zdziwiło to rendez-vous, na które się młoda dziewczynka odważyła, że odpowiedziałem jéj obojętnie: nie wiem; potém przyrzekłem przyjść. Biedna dziewczynka nie chciała mnie pocałować, kiedym był raz ostatni, i teraz tego żałuje... Widzę, że o jéj miłości wszyscy domowi i nawet obcy wiedzą“. 25 znów lipca czytamy w tymże „Pamiętniku:“ „W ogrodzie spotkałem panny Pinard, siadłem przy nich, ale daleko od Kory. Potém przyszła jakaś dama z bratem i usiadła. Słyszałem, jak panna Anais powiedziała do niéj: c’est un poëte polonais, très célèbre, qui est asssis derrière votre chaise i na te słowa dama odwróciła się spojrzeć na mnie, a ja umyślnie odwróciłem oczy, żeby się dobrze dziwnemu zwierzowi przypatrzyć mogła. Potém podałem rękę pannie Anais i przeszliśmy przez ogród; potém odprowadziłem je do domu i wszedłem na chwilę do nich. Pan Barateau wrócił był właśnie z jakiegoś wesela i opowiadał z przycinkami złośliwemi cały obraz 40 letniego doktora żeniącego się z 19-letnią panną. Kora zdawała się go słuchać z uwagą; i gryzłem wargi, że tak mało na mnie siedzącego przy niéj uważała. Wtém słyszę ją cicho mówiącą: Ne venez pas demain. — Non, je ne viendrai pas — odpowiedziałem i potém usłyszałem ją mówiącą znów cicho: Venez vendredi soir. Schyliłem głowę... zaśmiałem się... Potém zaczęła wypytywać się pana Barateau o różne szczegóły i kiedy ten jéj odpowiadał, rzekła znów cicho do mnie: L‘hiver vous viendrez avec nous aux bals, n’est ce pas? — Qu’est ce que j’y ferai? — odpowiedziałem — je ne danse pas la contredanse — Qu’est ce que cela fait?.. “
Warto zanotować, że tego samego dnia, kiedy Słowacki napisał pierwszy swój list do Ludwisi, i kiedy mu było smutno, donosił matce: „Pójdę do Kory; może kiedy zacznie mi patrzyć w oczy i uśmiechać się, może ten smutek rozproszy, choć dalibóg nie kocham jéj“. To zapieranie się wszakże przed samym sobą dowodziło, że serce jego doznawało wzruszeń, które ukołysać pragnął. W sierpniu, kiedy oczekiwał odpowiedzi od Ludki, chodził z Korą na przechadzki „przy księżycu pod pomarańczowemi drzewami Tuilleries ogrodu,“ dawał jéj wiersze do sztambucha, które panienkę zachwycały... We wrześniu pisał: „Oszalałem; nowa ta Fornarina oczarowała mnie“... Ale już w październiku donosi matce: „Z Korą rozstaliśmy się; nie gada do mnie; nie kochałem jéj; spostrzegła to i widać, że dumna dziewczyna, ale widzę ją czasami, a zawsze coraz bardziéj blada. Szczęście, że zima nadchodzi, będzie więc tańcować, a ma lat tylko 16 i ładna, więc zapomni“. W grudniu wyjeżdżając z Paryża poszedł Juliusz pożegnać się z pannami: „Kora płakała; z drugiego pokoju słychać było łkanie, a kiedy weszła do salonu, czerwone tak miała oczy, że siostry za rzecz potrzebną uznały mówić przede mną, że ma mocny katar mózgowy, nad czém bardzo ubolewałem“.
Poeta, który lubił „kruszyć serca i patrzyć, jak cierpią,“ z przyjemnością zapisywał w listach do matki wieści dochodzące do niego o Korze. W lutym 1833 notował: „Doniesiono mi z Paryża, że mię Kora zawsze wspomina. Druk mego Lambro przypomni jéj, jak niegdyś, drukując poezye, chodziłem do nich co ranka i gadałem z nią przez długie godziny; będzie jéj trochę smutno, kiedy to wspomnienie pierwszéj cichéj miłości stanie przed oczyma“... A w roku 1835: „Otrzymałem list z Paryża, z którego zaczynam wierzyć w cuda, a cudem jest, że panna Kora pamięta o mnie. Trzy blizko lat pamięci! O! o! o! — z takim jękiem konają osoby w moich tragiedyach...“
I znowuż kwiaty tych wspomnień zraszał wodą świeżych wrażeń, bo „glina, z któréj go Bóg ulepił, nabrała jakiegoś magnetycznego pociągu, który wiązał do niego serca panien“. Pobyt w Szwajcaryi był urozmaicony wzruszeniami, które poeta poczytywał jedynie za „ułamki, okruszyny uczuć,“ ale które w sercu Elizy Morin a zwłaszcza 30-letniej Eglantyny Patteg bardzo silne zostawiły ślady. Panny otaczały go staraniami i troskliwością, pochlebiały mu, interesowały się wszystkiém, czém on się choć na chwilę zajął, robiły mu miłe niespodzianki i milsze jeszcze wyznania, smuciły się, tęskniły, płakały. Poeta przyjmował to wszystko jako hołd sobie należny po królewsku, obojętnie, czasami darząc uśmiechem, czasami szyderstwem, niekiedy melancholiczném usposobieniem, zwłaszcza gdy Eglantyna przez parę tygodni była nieobecną; — i pisał do matki: „w moich uczuciach nic niema wielkiego oprócz téj jakiéjś nieskończonéj niespokojności, bez rysów prawie, a którą jednak widzę wszystkiemi zmysłami“.
Piotr Chmielowski, Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego/Juliusz Słowacki i miłość, Kraków 1886 (fragment)
Fot. Pixabay