Marta Moldovan-Cywińska: Pod ostatnim kołem
2024-07-16Stefan Dziekoński: Kilka słów o „Liberty’s Kids”
2024-08-02Stefan Dziekoński: Hybrydy. Z zapisków badaczki kosmosu Linii-Zee
Z zapisków badaczki kosmosu Linii-Zee; mnemokostka 100-569-009
W trakcie moich badań nad rozumnymi potomkami gatunku zwanego jako człowiek rozumny, szczególnie zainteresowałam się hybrydami tak zwanych inteligentów i tak zwanych myślicieli. Gatunki te są na tyle blisko spokrewnione, że mogą rodzić potomstwo, natomiast zawsze to potomstwo będzie bezpłodne. Hybryda nigdy nie przekaże swoich genów dalej.
Na przestrzeni tysiącleci nowej cywilizacji urodziły się niezliczone rzesze hybryd. Synowie i córki niewolnic, prostytutek, ale też i wolnych kobiet obu gatunków, które wdały się w niecodzienny romans. Hybrydy od dzieciństwa miały pod górkę: nie mogły liczyć na bycie równym inteligentom, dla myślicieli nosili w sobie cechy jeśli nie ich ciemiężców, to przynajmniej panów, dlatego traktowani byli z rezerwą. Oczywiście zdarzały się wyjątki: niejednokrotnie hybrydy zostawały dworzanami wielkich władców czy szanowanymi personami wśród myślicieli, z reguły jednak w najlepszym razie żyli na uboczu, ledwie tolerowani; w najgorszym zostawali wyrzutkami.
Na przestrzeni tysięcy lat hybrydy tworzyły swoje własne społeczności – od tajnych stowarzyszeń i sekt religijnych, aż po getta w wielkich miastach. Z czasem doszło nawet do tego, że hybrydy zaczęły tworzyć własne osiedla – na nieurodzajnych ziemiach, z dala od konfliktów między inteligentami i myślicielami. Kilka takich osiedli przekształciło się w miasta z prawdziwego zdarzenia, gdzie każda hybryda mogła w spokoju przeżyć całe swoje życie.
Bezpłodność hybryd nie pozostała bez wpływu na ich mentalność. Bez względu na wyznawaną religię lub jej brak, każda chciała pozostawić po sobie jakiś ślad: dzieło sztuki, zbudowany dom, nazwę geograficzną. Wśród hybryd już od dawnych czasów formowały się klany – zrazu nieformalne ugrupowania, małe społeczności wchodzące w skład większej grupy. Wraz z powstawaniem osiedli i miast zbudowanych dla hybryd, klany zaczęły się jednak konstytuować. Ich członkowie spisywali tradycję ustną, proces przysposobienia do klanu stał się całą ceremonią, rozpoczęły się rozgrywki polityczne, które miały na celu nie tylko stricte pragmatyczne cele, ale też budowę prestiżu klanu.
W klanie nie miało znaczenia skąd pochodzisz, kto jest twoim partnerem lub partnerką, ani kim byli twoi rodzice. Liczyło się to, że kochasz i jesteś kochany – przynajmniej w teorii.
Inteligenci patrzyli na takie inicjatywy przez palce. Od czasu do czasu zdarzały się niewielkie konflikty, najczęściej jednak wszyscy byli zadowoleni: hybrydy mogły żyć swoim życiem, inteligenci i myśliciele pozbywali się piątego koła u wozu. Niektóre państwa zachęcały wręcz, by hybrydy po osiągnięciu określonego wieku, a jeszcze lepiej wcześniej, same udawały się do osady założonej przez ich ziomków.
Wraz z rozwojem technologicznym, nowymi prądami w filozofii i przemianami społecznymi, hybrydy przestały skupiać się jedynie na życiu w izolacji i budowie pozycji wyłącznie w swoim społeczeństwie. Miasta i osady hybryd zaczęły formować koalicje, a z czasem swego rodzaju państwa. Pojawiały się głosy o równość praw i groźby wszczęcia rewolucji. Obie wojny między inteligentami i myślicielami były bacznie obserwowane przez hybrydy, które miały nadzieję na wykorzystaniu zamieszania do zbudowania własnej potęgi. Część hybryd, choć relatywnie niewielka, wzięła udział w obu konfliktach. Neutralność przyniosła jednak korzyści: po pierwszej wojnie na kilkaset lat to w miastach hybryd rozkwitały sztuka i nauka, podczas gdy wyludnione miasta cywilizacji inteligentów i myślicieli obracały się w ruinę, a liczni watażkowie bezwzględnie walczyli o władzę. Zmiany społeczne po drugiej wojnie myślicieli z inteligentami przyniosły hybrydom wiele nowych praw i korzyści, wciąż jednak najlepiej czują się u siebie – w swoich miastach i osadach.
W przypadku hybryd trudno nie zauważyć, że pod względem zdolności intelektualnych bliżej im do inteligentów niż do myślicieli. Choć pewne państwa zniechęcały, lub wręcz zakazywały kontaktów międzygatunkowych, to żądza, namiętności i emocje nieustannie skutkowały narodzinami kolejnych hybryd.
Sądzę jednak, że szczególnie fascynująca jest historia hybryd – szarych eminencji na monarszych dworach. Wiele z nich trafiało tam jedynie wskutek kaprysu władcy czy innego wielmoży; niejednokrotnie były to niechciane dzieci, których rodzic nie miał sumienia zostawić samym sobie. Na dworach formowały się koterie hybryd, niejeden owoc zdrady z przedstawicielem myślicieli czynił ze swego władcy marionetkę. Na co dzień ignorowany, nawet wyśmiewany, decydował o losach tysięcy, jeśli nie milionów.
Obserwując potomków homo sapiens uważam, że jednym z najciekawszych owoców naszego eksperymentu jest powstanie tak fascynującego społeczeństwa – dwóch gatunków na różnych poziomach rozumności oraz żyjących z boku hybryd. Są oni niejako dziećmi nas, badaczy kosmosu, i tego, co zrobiliśmy z ich przodkami w dniu Przeniesienia.
Poza tym, pewnego dnia, staną z nami oko w oko. A wtedy wszyscy – myśliciele, inteligenci i hybrydy – będą musiały drastycznie zmienić swoje spojrzenie na świat.