Alfabet NOK-u: Gabriela Balicka
2023-11-20Jakie tajemnice skrywają Rotszyldowie?
2023-11-20Stefan Dziekoński: Przed "Pieśnią Lodu i Ognia"
George R.R. Martin i jego cykl "Pieśń Lodu i Ognia" są często porównywani z J.R.R. Tolkienem i jego opowieściami o Śródziemiu. Moim zdaniem style i światy autorów mają ze sobą niewiele wspólnego. Tolkien pisał swoistą mitologię czasów współczesnych. Na kartach jego książek toczy się walka dobra ze złem, prawi herosi i okrutni tyrani są wyraźnie dobrzy lub źli. Nawet szokujące wydarzenia, takie jak kazirodztwo są opisywane niczym w dawnych legendach i mitach - jako zrządzenie losu. Martin natomiast stawia na inspiracje historyczne i naturalizm. W jego powieściach nie ma ani kryształowo dobrych, ani do cna złych. Niemal wszyscy natomiast snują intrygi, stosują ciosy poniżej pasa i nie wahają się wbić noża w plecy niedawnemu sojusznikowi, jeśli pomoże im to w osiągnięciu celu.
Tak zwany prequel, czyli coś, co przedstawia wydarzenia dziejące się przed akcją innego dzieła, do "Pieśni lodu i ognia" nosi tytuł "Ogień i krew" i według słów wydawcy, w zamierzeniu na być swoistym "Silmarillionem" dla świata stworzonego przez amerykańskiego pisarza. Nie zamierzam porównywać go jednak z dziełem Tolkiena a ocenić go jako coś, czym twórczość Martina moim zdaniem jest - autonomicznym i innym od tolkienowskiego podejściem do fantasy. "Ogień i krew" opowiada o monarchach rządzących w Siedmiu Królestwa setki lat przed wydarzeniami przedstawionymi w "Pieśni lodu i ognia". Całość stylizowana jest na kronikę, której autor sięga do źródeł historycznych, polemizuje z nimi i stara się oddzielić w nich prawdę od bujnej wyobraźni świadków opisywanych wydarzeń. Zabieg ten wypada w praktyce bardzo ciekawie.
Zamiast śledzić fantastyczny odpowiednik encyklopedii z suchymi danymi i beznamiętnym opisem wydarzeń przez wszechwiedzącego narratora widzimy tu próbę odtworzenia przeszłości i swoiste śledztwo kronikarza. Sama treść również wypada ciekawie. Jak przystało na Martina dużo tu politycznych intryg i walki o władzę. Każdy z przedstawionych władców jest sam w sobie intrygującą postacią, niezależnie od osiągnięć politycznych czy słuszności podejmowanych decyzji. Niewątpliwą zaletą "Ognia i krwi" są również ilustracje Douglasa Wheatley'a. Rysownik tworzy realistyczne ale też i posiadające wyraźny sznyt ilustracje opisywanych wydarzeń czy postaci. Jedyne, co mogę rzec jeśli chodzi o jego prace to chapeau bas.
Prequel "Pieśni lodu i ognia" to nie tylko interesujące rozwinięcie quasi-średniowiecznego świata Martina ale też i ciekawe podejście do pisania fantastyki, jako kroniki z innej rzeczywistości. Kronikarska rzetelność, dosadny język bohaterów i nieustanna walka o władzę tworzą mieszankę wybuchową, która po prostu działa. Jeżeli więc szukają Państwo niebanalnego a przy tym niepretensjonalnego podejścia do literatury fantasy, to powieść Martina powinna spotkać się z państwa uznaniem. Pozostaje tylko czekać na kolejną odsłonę pocztu monarchów w Westeros...
Stefan Dziekoński