Zofia Szydłowska i Anna Mandrela: Jak wychować młode pokolenie?
2023-01-28Marta Cywińska: Souvenir de la Moldavie
2023-01-28Tadeusz Miciński: Nietota
Krytycy rozpoznali w tej książce również m.in. Brata Alberta oraz geologa Mieczysława Limanowskiego. To "Nietota. Księga tajemna Tatr" - słynna swego czasu powieść Tadeusza Micińskiego. Nietota jest ludową nazwą rośliny (wrońca widlastego), symbolizującej kobietę i prawdopodobnie też Polskę. Akcja książki rozgrywa się najprawdopodobniej w 1904 roku. "Nietota" opowiada o wędrówce przez Tatry Arjamana – alter ego pisarza. Miejsca, które odwiedza zawierają opisy miejsc autentycznych, mitycznych czy zupełnie fantastycznych. W powieści Tatry urastają do rangi miejsca szczególnego – serca Polski i polskości. Podczas tej podróży spotyka on przeróżne postaci – zarówno rzeczywiste, współczesne i historyczne, jak i niematerialne. W powieści oprócz wątków fabularnych wplecione są losy Polski na przestrzeni dziejów. Całość jest swoistym wezwaniem do przebudzenia i odrodzenia wewnętrznego Polski.
Uważcie, limby, zanim was porąbię i w ogniu spalę, aż będziecie jarzyły w dymach, jak krwawa litania o pomoc dla konających —
uważcie, że Was nikt nie wyratuje z obłędnego morza męczarń! — — —
Czy słyszałyście o takiej torturze: w Perejasławiu sadzano skazanych na wąskiej ławeczce wysoko na wieży i zmuszano ich tak przebywać kilka dni — kilka nocy: z tej ławeczki lada zmrużenie oczu,
lada osłabienie ramion zwali w dół na czyhające straszliwe żelazne ostrokoły.
— Moja Pani — rzekłem.
W Nieznaną jakby strzeliła iskra elektryczna, duża przynajmniej na metr — taka, jak to umieją niektóre ryby morskie puszczać! Kosodrzewiny, nagięte pod jej nogą, wyprostowały się, niby w lasach hodowane święte litewskie węże.
Zaczęło się mówić o Tatrach i gencjanach modrych, o zbitych ze stepowego bodiaku i ostu kulach, które gnane wiatrem, skaczą po ziemi jak zające lub w powietrzu wiatrem niesione ku Morzu Czarnemu; wreszcie o Kamczatce, na której ona była jeszcze małą dziewczynką, towarzysząc wygnanemu ojcu, i wywnioskowała, że Sybir — to już nieodzowna część i najlepsza Polskiej Ojczyzny; opowiedziała mi też o swym przodku, hetmanie Wyhowskim, wbitym na pal przez Polaków — i o tym, że kiedy córka Mickiewicza prosiła ją, by usiadła w altanie Ojca — ona odrzekła, że tu należałoby uklęknąć, a nie siadać…
Trudno wyłożyć, lecz jeśli mam to wyrazić jednym określeniem i dla Was, o limby, zupełnie niezrozumiałym — powiem Wam: Polska… taka Polska z krzyża.
Czy rozumiecie, limby, jednak takie skamienienie duszy, która może się z męki na krzyżu wyśmiewać?
Więc spytałem, czy taka Polska jest to Jaźń lub raczej Gnoza wewnętrzna — to, co u górali nazywa się gościec? Gościec chce, aby coś uczynić — trzeba wstać choćby w nocy i zaraz rwać kwiaty, nosić wodę, poświęcić duszę Panu Jezusowi lub włamać się w dom swej Srebrnej Salomei — inaczej Gościec połamie człowieka, potardze na nic! Ma więc to być istotna prawda lechickiego człowieka w stosunku do jego ziemnych przeznaczeń — prawda nie tylko rozumu, lecz i całej nieświadomej Misji?
Ona odrzekła: Dla mnie — tak. —
A więc, taki nawiedzony tym gośćcem polskim musiałby, jak wy, limby, znajdować się przy samym ołtarzu prawdy, głowę mieć w niebiosach, jednocześnie wrastając w czarną cmentarną glebę, która nas karmi. Śmiałby się do słońca na cmentarzu! wysyłał z każdym wietrzykiem swe bursztynowe pyły! i wężowymi skrętami strasznie opierał się burzy, rozkruszał cierpliwą swą macką — granity! Jeżeli zaś ten polski gościec w życiu okaże się inaczej: jako sam środek wnętrza pajęczyny, gdzie Dusza-pająk wyczekuje na ból, aby z niego wyssać — poetyczność?
Tak myśląc, choćby tylko jednym włoskowatym naczyniem mojego mózgu — już pozbawiam Duszę polską Prawdy — Poezji — i Bólu. Jakże więc Polska mogłaby zmartwychwstać z takiej Duszy?
W niewiadomą toń spoglądam, w której bujne zielska melancholii, przezroczyste mątwy tęsknot, czarne sepie złoczynień, namiętny tropikalny ogień wulkanu wśród potwornej macierzy oceanicznych głębin — i daleki tułaczy księżyc, wieczny wędrowiec…
Dusza nie da się wyrazić morzem. Są w niej pustynie, wśród których bywa Chrystus kuszony przez Monstra; są w niej żywiołowe pramoce podziemne, które jedne warstwy tak nałożą na inne, że na wirchu góry bywa płat pramorskich liliowców i radiolarii, gdy w dolinie uległy się granity albo popiół wulkanu, który dawno już zagasł.
Ani przez pustynie, ani przez góry, ani przez morze, ani przez gwiazdy, ani przez sny, ani przez myślenie, ani przez milczenia, ani przez miłość, ani przez tęsknotę, ani przez wiry zwątpień — Dusza wyrazić się nie może. Ani przez to wszystko razem wzięte.
Tadeusz Miciński, Nietota, Warszawa 1910 (fragment)